Opera na którą mieliśmy nie pójść

by - 22:50



To jest bardzo dziwna sprawa, ale często wychodzi tak, że rzeczy zrobione spontanicznie okazują się najprzyjemniejszymi zaskoczeniami. Tak było tym razem. Turandot to opera na której mieliśmy się nie pojawić, jeszcze na ostatnim spektaklu Oniegina, kiedy koleżanka mówiła, że chce się wybrać na premierę, bo to najbardziej znane łyżwiarskie hity (jest utalentowaną łyżwiarką),  nie wywoływało to u mnie żadnych emocji. Ja na operze chyba bym umarła. Nie znam się na tym i pewnie bym się męczyła... - takie były moje myśli. Kocham muzykę, moje zainteresowania muzyczne są bardzo szerokie ale nigdy nawet nie otarły się o operę (choć baletowa muzyka sprawia mi wielką frajdę).

Tak więc na Turandot mieliśmy w ogóle nie pójść. Los bywa jednak przewrotny i okazało się, że byliśmy na dwóch premierach i miałam szczęście słuchać obu obsad! Na niedzielny spektakl wybraliśmy się od tak, spontanicznie, uznawszy, że jak dostaniemy bilet to świetnie, jak nie, to trudno. Udało się i choć siedzieliśmy w ostatnim rzędzie na balkonie (ostatnie bilety, co za szczęście!), nie żałuję, że pojechaliśmy. Miałam dzięki temu ogląd na całość sceny, ale nie widziałam mimiki i gry aktorskiej. Mimo to, kiedy skończył się pierwszy akt, myślałam, że umrę ze złości. Dlaczego przerywacie?! Ja chcę więcej tej mrocznej historii! Nie przerywajcie mi tej okrutnej baśni, nie teraz! Nie chcę przerwy, bo moje uczucia się rozwieją i wyblakną przy small talku na korytarzu. Byłam pod wielkim wrażeniem i wzruszeniem. Dobrze jednak słyszałam, że to była premiera jakiej nie było w TW od lat.

fragment scenografii


Jakże mnie zaskoczyło po pierwsze to, że się nie nudziłam ani chwili, po drugie, że operę da się lubić. Ciężko mi ocenić kunszt artystyczny solistów, ale dla mnie obie  premierowe obsady były fantastyczne. Nie znam się zupełnie na operze, jednak myślę, że jeśli chcecie się z operą polubić, to Turandot jest strzałem w dziesiątkę. Na niedzielnej premierze miałam zaszczyt słuchać Lilli Lee w roli Turandot i Charlesa Kim'a jako Kalafa. Zachwycili mnie na tyle, że postanowiłam pójść na kolejną środową premierę. Lilla Lee oczarowała mnie głosem, niestety siedziałam zbyt daleko by ocenić jej wyraz artystyczny, jednak głos sam wystarczył mi do tego by mnie wzruszyć i zachwycić. Pięknie śpiewała też Dorota Wójcik jako niewolnica Liu. Na drugiej premierze oczarowała mnie Jee Hye Han jako Turandot, James Lee jako Kalaf. Jee wydawała mi się bardziej ekspresyjna niż Lilla ale być może to dlatego, że siedziałam już bliżej i mogłam dostrzec grę aktorską. Lilla wydała mi się zimna jak sopel lodu, co może też pasuje do roli Turandot. No bo właśnie... o czym to wszystko jest?

Turandot w skrócie  jest baśnią o księżniczce, która aby ustrzec się przed ślubem, poddaje próbie zagadek kandydatów do jej ręki. Ten, kto odgadnie trzy zagadki będzie mógł wziąć ją za żonę, jednak jeśli mu się nie powiedzie czeka go śmierć. Akt pierwszy rozpoczyna już nocna scena stracenia młodego perskiego księcia, który był kolejnym pretendentem do ręki księżniczki. W trakcie tej sceny poznajemy starca i niewolnicę (Liu). Okazuje się, że wśród tłumu znajduje się również nieznany książę (Kalaf) będący synem starca. Po krótkiej chwili radości ze spotkania ojca i syna, następuje egzekucja i wtedy książę pragnie ujrzeć oblicze okrutnej tyranki skazującej młodzieńców na śmierć. Oczywiście, kiedy tylko jego wzrok dosięga mrocznej damy, wiadomo, że podzieli los innych śmiałków. Chłodny powab księżniczki oczarowuje i jego i mimo usilnych próśb ojca i (zakochanej w nim) Liu, pragnie stanąć do próby zagadek.  Reszty nie będę zdradzać musicie zobaczyć sami :)

Co do samego spektaklu - jest bardzo ciekawa scenografia, wielkie monolityczne skały, efektowne mosty, piękna gra świateł i symbolika kolorów (biały i czerwony). Kostiumy nie podobały mi się, były trochę nijakie, może poza koroną Turandot (przypominającą słońce lub aureolę) i jej czerwonymi szatami. Scenografia naprawdę oddaje wspaniały nocny i mroczny nastrój, natomiast scena Kalafa odchodzącego powoli w krwistą tarczę księżyca zapadnie mi w pamięci na bardzo długo.  Szkoda tylko, że na następnych spektaklach nie będzie już premierowych obsad. Gwiazdy zaproszono jedynie na trzy premiery w maju.

Serdecznie polecam Wam ten spektakl, naprawdę jest to premiera jakiej nie było od dawna!

You May Also Like

0 komentarze

Tutu Mansion. Obsługiwane przez usługę Blogger.