Chociaż "Motyl" już za nami, postanowiłam stworzyć małą galerię zdjęć, może zachęcą Was do zobaczenia spektaklu.W tym sezonie niestety nie zagramy już Papillona, ale być może w przyszłym? Z tego co wiem przypadł do gustu publiczności, więc może spotkamy się razem w teatrze? :)
Spektakle Motyla udały się wyśmienicie i chyba podobały się nie tylko publiczności ale także tancerzom. Mieliśmy bardzo wiele ról do obsadzenia, piękne nowe kostiumy, nową rozbudowaną scenografię i przede wszystkim nowe wyzwania! Bardzo dobrze się bawiłam, choć po powrocie w nocy do domu, czułam się zmęczona jak koń po westernie. Mimo wszystko jestem teraz bardzo szczęśliwa, uwielbiam tę atmosferę spektakli, to, że mogę występować przed ludźmi, że oni chcą przyjść i to oglądać. Ha! Kto by pomyślał? Trochę to dla mnie nierealne ale jakie fantastyczne! To wspaniałe uczucie kiedy tyle naszych godzin pracy nad choreografiami, tyle korekt i uwag, tyle poświęceń przeradza się w spektakl. Dzięki naszym jednostkowym wysiłkom tworzy się na oczach widzów magia. Każdy jest ważny i wnosi wartość w ostateczną formę spektaklu, od pomysłu, choreografii, wykonania aż do obsługi kurtyny. Nasz wspólny wysiłek tworzy magię sceniczną :) jakie to cudowne uczucie brać w tym udział!
Motyl jest wyjątkowym spektaklem - jest autorski, z unikalnymi choreografiami. Myślę, że podobał się publiczności, mimo, iż nikt go nie kojarzył. Dla mnie to szczególny spektakl, nie tylko ze względu na rolę, piękne kostiumy i scenografię, ale też dlatego, że po raz pierwszy ktoś spoza moich bliskich (a właściwie najbliższych) pofatygował się zobaczyć mnie na scenie. To szalenie miłe uczucie, kiedy otrzymuje się kwiaty od znajomych, którym chciało się przyjechać aż do Warszawy! Dziękuję! Nadal nie mogę uwierzyć, że realizuję moje dawne nieśmiałe marzenia.
Przy okazji wspomnę o ciekawym zbiegu okoliczności- otóż okazało się, że aż trzy osoby z zespołu mają urodziny tego samego dna, t.j. ja, N. i G.. Ten przemiły fakt uczciliśmy po spektaklach tortem i szampanem. Przyglądając się, jak zawsze nieco z boku, tej przyjemnej atmosferze (i nie tylko), naszła mnie pewna refleksja, może nie głęboka ani filozoficzna, ale prawdziwa - warto być miłym. Właśnie nie tylko warto być przyzwoitym, co jak się okazuje jest cechą na wymarciu, ale też przede wszystkim życzliwym; miłym. Prawdą jest, że dobra energia wraca do nas i przynosi pozytywne zaskoczenia i wartościowe relacje. Jest to może prosta myśl i wygląda jak wyjęta z almanachu rolniczego, ale kierując się nią nie tylko czujesz się w zgodzie z samym sobą, ale także spotyka Cię tylko dobro.
Wiedział o tym już dawno temu Erazm z Rotterdamu, pisząc Czy może kochać kogoś ten, kto sam siebie nie cierpi? Czy może żyć w zgodzie z innymi, kto sam ze sobą jest niezgodny? Czy może być komuś miły, kto sam ze sobą jest przykry i uciążliwy? To piękny i mądry cytat pod rozwagę dla nas wszystkich :)
20:59
3
komentarze
Wraz z tym wpisem otwieram nowy dział na blogu z poradami. Będę tam zamieszczała mini tutoriale, które, mam nadzieję, przypadną Wam do gustu i przydadzą się w przyszłości. Dziś pokażę jak krok po kroku przyszyć troczki i gumki do point. Pewnie każdy miał kiedyś ten problem, w którym miejscu co powinno się znaleźć. U mnie kończyło się to zwykle na wielokrotnym przeszywaniu tasiemek w inne miejsce.
Zaczynamy!
Potrzebujemy:Pointy ;)
Troczki
Gumki
Nożyczki
Nici
Ewentualnie przyda się naklejenie skórki na czubek, aby się nie zdzierał i nie wyglądał nieestetycznie :)
Na początku przyszywam troczki. Najprostszą metodą, na znalezienie miejsca, w którym je przyszyć, jest zagięcie pięty w pokazany na zdjęciu sposób. W miejscu zagięć przyszyjemy troczki. Jeśli mamy satynową tasiemkę, tniemy ją na cztery równe części. Gotowe kupione troczki, są zazwyczaj już podzielone.
Jest jeszcze jedna dobra metoda na sprawdzenie czy przyszywamy je w dobrym miejscu - można sprawdzić w którym miejscu stopa ma największy łuk i tam je wszyć. Ja pokazuję to na swoich starych pointach. Troczki muszą trzymać pointę pod linią stopy, więc najlepsze miejsce to tam gdzie łuk stopy jest najwyższy. W moich pointach mogłyby być nawet wszyte ciut niżej.
Tasiemki przyszywamy pod lekkim skosem względem pointy. Gdybyśmy wszyli je pod kątem prostym, nie podtrzymywałyby tak dobrze stopy, tylko część materiału nieestetycznie odstawałaby od naszego podbicia.
Po odszukaniu najwyższego punktu podbicia (można sobie oznaczyć ołówkiem na wewnętrznej części pointy), tam wszywamy troczki. Do szycia niektóre dziewczyny używają nici dentystycznej, ja natomiast wszywam je zwykłą nitką z maszyny do szycia.
Aby troczki lepiej się trzymały należy je zagiąć na końcu, który będzie przyszywany do pointy i takie zagięte obszyć dookoła (tak jak na zdjęciu powyżej). W takim kwadraciku przyszywamy każdy bok do płótna w środku, uważając aby nie przebić satyny na zewnątrz! Jeśli mamy ściągane sznurkiem pointy, troczek trzeba wszyć poniżej sznurka, aby można było go nadal łatwo ściągnąć.
Następnie wszywamy gumkę. Ja lubię mieć gumkę trochę dalej niż troczki, z tyłu pięty. Dzięki temu troczki ją trochę zasłaniają. Musimy odciąć ciasny kawałek, ale nie na tyle by blokował krążenie czy uniemożliwiał ruch.
Po przyszyciu gumek pozostaje tylko podkleić noski. Trzeba je przymierzyć do point i odciąć nadmiar. Najlepszy do tych celów klej to butapren, można też próbować kropelki.
Viola! Po wyschnięciu mamy gotowe do użycia (a właściwie rozrabiania ;) ) pointy.
Miłego dnia!
Zdjęcia dzięki uprzejmości Galianova Photography
19:05
10
komentarze
Tutu Mansion. Obsługiwane przez usługę Blogger.