Proszę się nie śmiać, jesteście artystami!

by - 20:11



Przez ostatnie trzy miesiące miałam niesamowitą okazję uczestniczyć w warsztatach dla wiekowych (jak na taneczne wymogi) ludzi; nazywały się 25+ i taki też był tytuł finałowego mini spektaklu, który zaprezentowany był jako efekt naszej ciężkiej pracy. Wszystko, co dotyczy tego wydarzenia wydaje mi się dziś takie nierealne. Wszystko stało się jakby za sprawą magicznego przypadku. Przypadkiem wysłałam zgłoszenie, na przypadkiem zauważone warsztaty, które przypadkiem ktoś ogłosił w grupie na facebooku. Myślałam, że się nie załapię, ogłoszenie wisiało już jakąś dłuższą chwilę, a data ostatecznego nadsyłania zgłoszeń była bliska, tym bardziej odstraszał napis "liczba miejsc ograniczona".  Pomyślałam - "nie załapię się, trudno, ale spróbować trzeba" i posłałam zgłoszenie mailem. Już następnego dnia denerwowałam się utwierdzając w przekonaniu, że zgłosiłam się za późno i nic z tego nie będzie, ale... po powrocie z pracy odebrałam odpowiedź - "Dziękuję i potwierdzam przyjęcie zgłoszenia." Jaka była moja radość! Ale zaraz też uderzył rozsądek: trzy miesiące jeździć do Warszawy, spać tam, jeść, nie mieć wolnego weekendu... jak ja to wytrzymam - finansowo, psychicznie? Miałam mętlik w głowie.

Kilka dni później zadzwoniła pani Anna Sapiego i zapytała: "czy pani wie, że te warsztaty są w Warszawie?" co mogłam powiedzieć? Przecież dobrze wiedziałam i właściwie kiedy zadzwoniła i tymi pytaniami wyartykułowała wszystkie moje wcześniejsze obawy, już wiedziałam, że chcę spróbować.
Sprawdzić się.
Przekonałam ją (i siebie), że jestem świadoma, gdzie się zgłosiłam.

W następnych tygodniach pojawiały się dalsze informacje dotyczące warsztatów, a czas pierwszego (jak dla mnie) "zjazdu" nadchodził nieubłaganie. Pełna niepewności pojechałam do Warszawy, nie znając miasta i nie mając nikogo na tyle znajomego, by móc prosić o pomoc. Przed przyjazdem tysiąc razy na mapach google obejrzałam portiernię nr V gdzie mieliśmy się spotkać, ale gdy dojechałam na miejsce, chyba ze stresu odjęło mi mózg i nie mogłam się odnaleźć, nie mogłam też jeść co jest dla mnie normalne przy zdenerwowaniu. Nie tylko obce miejsce, ale i nieznajomi ludzie mnie przerażają, więc była to kolosalna dawka jak na moją nieśmiałą psychikę. Jak to będzie wyglądać? Kogo spotkam? Co będziemy właściwie robić?

Weszłam do środka, odhaczyłam nazwisko na liście i mnie wpuszczono dalej, do jakiegoś sacrum w środku trącącego PRLem. Co dalej? Widziałam, że przede mną weszła jakaś ciemnowłosa dziewczyna... siedziała już na fotelu. Przysiadłam się.

Monika dzięki Ci wielkie za to, że z taką łatwością przełamałaś moją nieśmiałą skorupkę. Nie wiem kiedy to się stało, ale po chwili rozmowy wiedziałam, że jesteś super miłą życzliwą osobą, którą chciałabym mieć jako znajomą! To dzięki Monice od razu miałam z kim rozmawiać i nie czułam się sama... obca... z innego miasta. Dzięki Monii poznałam tyle wspaniałych osób, w tym Gosię, do której od razu poczułam sympatię, z którą łączy mnie nie tylko baletowa pasja ale także inne doświadczenia...  od razu miałam wrażenie, że nadajemy na tych samych falach!

Później wszystko potoczyło się tak szybko, spotkanie organizacyjne, grupowe integracyjne zajęcia ruchowe, improwizacje, sama nie wiedziałam do czego jestem zdolna. Od razu po zajęciach poszłam z koleżankami Moniki na kolejne zajęcia baletowe do pani Małgosi - mimo podróży, niewyspania, niejedzenia i wcześniejszego stresu starałam się dać z siebie wszystko. Dziewczyny były takie sympatyczne, że czułam, jakbym je znała już dawno temu, tylko doznała amnezji. Byłam zmęczona jak nigdy, ale szczęśliwa, czułam, że stoję przed nowym pięknym elementem mojego życia.

You May Also Like

0 komentarze

Tutu Mansion. Obsługiwane przez usługę Blogger.